W latach 80-tych po tragicznych wypadkach pod Otłoczynem i w Osiecku zaczęto wprowadzać zmiany na kolei. Przyspieszono wprowadzanie radiotelefonów i systemu Radio-Stop, dzięki którym nie doszło do mnóstwa potencjalnych tragedii. Nawet w tym roku maszynista zagapił się i przejechał sygnał „stój”, ale miał na tyle przytomności umysłu, żeby wcisnąć czerwony przycisk i zatrzymać wszystkie pociągi w zasięgu fali radiowej swojego kanału radiołączności – również ten zmierzający prosto na niego. W dalszym ciągu jednak czynnik ludzki jest najsłabszym ogniwem w trybach tej kolejowej machiny. Jednym z przykładów jest tragedia, która wydarzyła się w Bąkowie na Opolszczyźnie…
Był świt 17-go października 1984. Pociąg pośpieszny relacji Lublin – Jelenia Góra, wówczas wytrasowany przez całą długość linii kolejowej nr 141 Kalety – Wrocław Mikołajów, o godzinie 04:03 odjechał z Olesna Śląskiego. Skład prowadziła lokomotywa EU07-022. Pośpieszny został przepuszczony przez dyżurnego następnej stacji – Stare Olesno – na sygnał zastępczy. Już wtedy miał małe opóźnienie – powinien był już zbliżać się do Kluczborka, a nawet nie dotarł do Bąkowa…
Wschodnia głowica stacji w Bąkowie znajduje się na łuku. Maszynista po minięciu tarcz ostrzegawczych wskazujących wolną drogę nagle dostrzegł wyłaniające się z ciemności sygnały końca pociągu towarowego. Zdołał wdrożyć hamowanie nagłe, opuścić pantografy i wypchnąć do maszynowni pomocnika. On sam nie zdążył uciec…
Najechanie pośpiesznego na toczący się po tym samym torze pociąg towarowy nastąpiło o godzinie 04:26, gdy skład powinien być już dawno za Kluczborkiem. W wyniku wypadku na miejscu – oprócz maszynisty – zginął jeszcze jadący w wagonie pocztowym kierownik pociągu oraz jeden z pasażerów. W szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń zmarła jeszcze jedna osoba. Patrząc na to, jak wyglądało miejsce wypadku oraz na zniszczenia infrastruktury spowodowane najechaniem pośpiesznego na towarowy można określić mianem cudu, że ofiar śmiertelnych było tylko tyle. Za to ponad 60 osób z różnymi obrażeniami trafiło do szpitali w Kluczborku, Olesnie, Namysłowie i Opolu. Jedna z pasażerek, będąca w ciąży, poroniła.
Przyczyny katastrofy miała wyjaśnić Komisja działająca przy Ministerstwie Komunikacji. Z ustaleń śledczych wynikało, że tragiczny w skutkach błąd popełniła dyżurna z Bąkowa (pracowała na tej stacji od nieco ponad roku). Była przekonana, że stojący pod semaforem pociąg towarowy wyprawiła wcześniej i jest już w Kluczborku, tymczasem ten stał na zakręcie pod semaforem. Umiejscowienie tego semafora za zakrętem uniemożliwiało dostrzeżenie przez dyżurną świateł tego składu. Dlatego też – w wyniku wspomnianego już na początku telefonicznego zapowiadania pociągów oraz nieporozumieniu przez radiotelefon, z którego nie wynikało kto go nadał i co mówił – dała znać dyżurnemu ze Starego Olesna, że szlak jest wolny i można przepuścić pośpieszny do Jeleniej Góry. Gdy jednak ułożyła drogę przebiegu i podała semafor uprawniający do jazdy dla pośpiesznego – ruszył stojący pod semaforem pociąg towarowy, a chwilę później wpadł w niego rozpędzony pasażerski. Wprawdzie gdy dyżurna zobaczyła przejeżdżający skład towarowy, zaczęła krzyczeć przez radiotelefon „2603 (numer pociągu pośpiesznego – przyp. red.) stój, stój!”, jednak ten był już za blisko towarowego (gęsty las i położenie stacji uniemożliwiło maszyniście wcześniejsze zorientowanie się w sytuacji).
Dyżurna została skazana na 3 lata pozbawienia wolności. Na udrożnienie szlaku potrzebne było 27 godzin. W tym czasie naprawiona została nawierzchnia torowa oraz trakcja elektryczna. Lokomotywa EU07-022 oraz wagony nadawały się wyłącznie na złomowisko. Trudno jednak powiedzieć, co mieli na myśli członkowie Komisji twierdząc, że „Dyżurna z Bąkowa nie panowała nad ruchem pociągów”. Można się tylko domyślać, że będąc przekonaną o wyprawieniu stojącego pod semaforem towarowca miała na myśli pociąg towarowy o zupełnie innym numerze, który faktycznie był w tym momencie w drodze do Kluczborka, a być może już nawet za tym miastem…
Wypadków spowodowanych błędami ludzkimi było znacznie więcej. Tragedia spod Kluczborka była tylko jednym z nich. Jednak dla czterech osób była to ostatnia podróż w życiu, piątej (tej pod sercem matki) nie było dane nawet zobaczyć tego świata… Niektórzy z tych, którzy przeżyli tę katastrofę, po dziś dzień boją się wsiąść do pociągu.
Technologia zarówno budowy pociągów, jak i urządzeń sterowania ruchem kolejowym, od tamtego czasu poszła znacznie do przodu. Gdy jednak człowiek nie umie się nimi posłużyć jak należy – na nic się to nie zda.